- 08.07.2019
- /
- Kategoria:
James Rolfe, miłośnik starych gier na konsole, pierwszą recenzję gry zrobił ze złości. W piwnicy swojego domu ustawił kamerę, przed którą grał w najbardziej znienawidzoną grę: Simon’s Quest. Nie szczędził jej złośliwych komentarzy, ciskał w konsolę czym popadnie i klął na twórców bubla. Kasetę video z filmem pokazywał znajomym i – zachęcony entuzjastycznymi reakcjami – zaczął przygotowywać kolejne recenzje pod pseudonimem Angry Video Game Nerd. W 2007 roku udostępnił je na Youtube gdzie w kilka miesięcy zdobyły olbrzymią popularność i miliony fanów z całego świata – przez jakiś czas jego kanał był 28. na liście najczęściej oglądanych przez Amerykanów. Swoje materiały poświęciły mu CNN i MTV, pojawiły się pierwsze kontrakty reklamowe a James stworzył własną stronę, płatną aplikację na iPhone’a i kolekcję gadżetów marki Angry Video Game Nerd: koszulek, kubków i filmów DVD. Mimo olbrzymiej popularności i tysięcy dolarów na koncie, wciąż robi swoje recenzje w domowej piwnicy. O plusach nagłej kariery mówił w jednym z wywiadów: „- Cieszę się, że nie muszę już prosić mamy, by przebierała się za zombie na potrzeby filmu i że nie zasypiam w pracy, bo do świtu grałem w Mario. Nigdy nie przypuszczałem, że to, co robię spodoba się tylu osobom i że będą mi płacić za granie na konsoli.” Najwyraźniej marzenia się spełniają!
Polak mistrzem świata
Któż nie chciałby dostawać pieniędzy za granie w ulubioną grę? O dziwo tacy szczęśliwcy istnieją, i to w Polsce! Coś, co jeszcze kilka lat temu brzmiało jak niespełnione marzenie licealisty, dziś urosło do miana poważnego zawodu. Nad Wisłą już kilkadziesiąt osób żyje „z grania” i zdobywa laury na międzynarodowych zawodach. Mistrzem świata w grę Tekken jest opolanin Adam Gajda, którego przykład jest o tyle wyjątkowy, że mimo niepełnosprawności (brak jednej dłoni, u drugiej tylko dwa palce) od lat nie ma sobie równych w grze przy pomocy pada. Jak tego dokonuje? Na trening poświęca często po kilkanaście godzin dziennie a przed zawodami śpi najwyżej 3; podczas intensywnych przygotowań zużył do tej pory 8 konsoli i 13 padów. Według niego najważniejsza nie jest sprawność rąk, a szybkość reakcji i zdolność przewidywania ruchów przeciwnika. Jego wytrwałość się opłaciła: krótki film o nim nakręciła telewizja TVN, zdobył sponsorów i turniejowe nagrody, które pozwalają poświęcić się pasji całkowicie.
Dwa lata wyjęte z życia
Podobnych przykładów jest więcej – w Mistrzostwach Europy w grze w popularną „strzelankę” Quake srebrny medal i 2 000 euro zgarnął nasz inny rodak – Maciej Krzykowski, który rok później został wicemistrzem świata. Z kolei w ubiegłorocznych Mistrzostwach Świata w Counter Strike drużyna z Polski zajęła drugie miejsce i zgarnęła 17 000 dolarów, deklasując kilkuset rywali i zdobywając miano trzeciej najbardziej utytułowanej drużyny w historii gry. W wywiadzie udzielonym jednemu z portali po powrocie do kraju tłumaczyli, jak ciężkie jest życie gracza: – Trzeba odmawiać znajomym, bo musisz grać, czasem po 10 lub 12 godzin dziennie. A przygotowania do turnieju to po prostu dwa lata wyjęte z życia. Panowie zaznaczają jednak, że wciąż kochają to, co robią i nie nudzą się podczas rozgrywek, a w wolnym czasie umawiają się… żeby pograć. Mają sponsora, dzięki któremu nie muszą dzielić czasu na „zwykłą” pracę i grę. Narzekają jedynie na małe zainteresowanie mediów e-sportem, a jako przykład pozytywny podają zagranicę: mistrz Korei Południowej w jednej z gier ma kontrakt Pepsi i jest w swoim kraju rozchwytywanym celebrytą traktowanym na równi z gwiazdami sportu. Polscy gracze na razie są wciąż anonimowi, ale z roku na rok ta sytuacja się poprawia: kolejne media poświęcają im uwagę, a otoczenie traktuje ich coraz bardziej poważnie.
Zarobić miliony na darmowej grze
Szansą na zarobek oparty na pasji jest też tworzenie gier: komputerowych czy tych na telefony. I niekoniecznie musi to być olbrzymi projekt robiony przez setki profesjonalistów. Popularna gra logiczna „World of Goo” powstała dzięki dwóm byłym pracownikom firmy Electronic Arts, którzy pierwsze poziomy udostępnili za darmo w internecie. Aby grać w kolejne plansze wciągającej gry trzeba zapłacić kilkanaście euro, na co – ku zdziwieniu twórców – szybko zdecydowały się miliony internautów, zamieniając pomysłowych geeków w bogaczy. Podobnie stało się z twórcami polskiej gry Wiedźmin, która rozeszła się w ponad milionie egzemplarzy na całym świecie i stanowi najlepszy polski towar eksportowy ostatnich lat. Rodzimym twórcom udaje się również z sukcesem tworzyć gry flash czy aplikacje, a jako największy plus takiego biznesu wielu z nich podaje możliwość pracy przed własnym komputerem i satysfakcję, gdy owoc miesięcy pracy osiąga światową popularność.
Modnie być nerdem!
Komputerowa pasja zaczęła należeć do dobrego tonu. Bywalcy modnych klubów jeszcze kilka lat temu przekonywali, że pasjonują się ambitnym kinem – dziś zarzekają się, że ich pasją są gry, komputery i najnowsze gadżety. Angry Video Game Nerd ma w sieci tysiące naśladowców, którzy recenzują gry według własnego klucza: najlepsze, najgorsze, najtrudniejsze, najnowsze… Odważni próbują też swoich sił na międzynarodowych turniejach gier i tworzą portale o technologiach. Własne aplikacje na smartfony tworzą (z sukcesem!) nawet zupełni amatorzy – według danych AdMob Metrics 49 % twórców to nowicjusze, którzy na pomysł zarabiania tworzeniem aplikacji wpadli niecały rok temu. Przy czym 64 % ankietowanych uważa, że ich dzieło już odniosło sukces.
Pierwszy dolar z Holandi
Jednym z nich jest 23-letni warszawiak Olivier Brantsberg. Swoją pierwszą aplikację stworzył w kilka dni. Wcześniej pracował w sklepie z antykami, jako temat wybrał więc katalog sygnatur twórców porcelany. „Ktoś, kto >>siedzi<< w branży antycznej, by nie kupić fałszywki, do tej pory musiał pamiętać dokładnie wygląd każdej sygnatury lub wozić ze sobą specjalistyczny katalog” –opowiada. „Mając iPhona może po prostu wyszukać interesujące go nazwisko w mojej bazie danych. Jak na razie aplikacja nie przyniosła mu dużego zysku, ale satysfakcja jest nie do przecenienia. Najpiękniejsza chwila to gdy zobaczyłem na koncie pierwszego dolara, zarobionego dzięki kupcowi z Holandii.”- mówi Oliver. Takich jak on są dziesiątki, bo już dawno nikt nie śmieje się z Marka Zuckerberga (założyciela Facebooka) , Steve'a Jobbsa z Apple'a czy Billa Gatesa. Większość marzy, by pójść w ich ślady.
Zaczęło się od Apple i Microsoftu
Dobra passa geeków (w wolnym tłumaczeniu: dziwak, kujon, maniak, nerd) zaczęła się w latach 80-tych, kiedy założyciele Apple i Microsoftu swoimi odkryciami zrewolucjonizowali rynek komputerów. To dzięki nim możemy dziś używać lekkich laptopów, odtwarzaczy muzyki i nieocenionego systemu Windows, czy OS X. Ich twórcy w ciągu dekady zamienili się z odludków montujących w garażu pierwsze wynalazki w milionerów rozdających karty w świecie technologii. O Billu Gatesie, założycielu Microsoftu, powstał ostatnio dokument BBC pod wymownym tytułem: „How the Geek changed a world”, a jego bohater w wywiadzie dla „Daily Telegraph” wyjaśnił: „Jeśli >>geek<< oznacza że ktoś lubi się uczyć i uważa, że nauka i inżynieria mają znaczenie, to możecie mnie tak nazywać. Nie widzę w tym niczego złego. A jeśli nie lubicie geeków, to macie w dzisiejszych czasach poważny problem”. Twórca Windowsa ma sporo racji. Świat już dawno zaczął zauważać, że to właśnie komputerowi maniacy stoją za najważniejszymi odkryciami i że bez nich nie zaszlibyśmy daleko.